Kochani, na dzisiaj przygotowałam dla Was post kompletnie niezwiązany z modą. Tym razem propozycja książkowa, po którą sięgnęłam przypadkowo. Odkąd skończyłam studia, wypożyczam dzieła związane z moją największą pasją, czyli modą. Dotyczą one projektantów, ich życia, kariery czy też szycia i projektowania odzieży. Jednak tym razem, nie dostałam żadnej z książek, którymi byłam zainteresowana. W związku z tym, że z biblioteki, tak jak z second hand'u nie lubię wychodzić z pustymi rękoma, postanowiłam wypożyczyć lekturę dotyczącą życia. W trakcie przeglądania jednej z półek, zainteresowałam się pozycją z tajemniczym tytułem oraz okładką (którą możecie zobaczyć poniżej). Opis książki zapowiadał ją równie ciekawie. Jednak podstawowym czynnikiem, który zadecydował o tym, że akurat tę lekturę wybrałam, jest moje zainteresowanie literaturą związaną również z pedagogiką - kierunkiem, który ukończyłam. Ciekawa jestem treści poruszających życie ludzkie, szczególnie życie dzieci, stąd mój wybór.
"Twarda Szkoła Życia" to powieść oparta na prawdziwych wydarzeniach z życia autorki - pani Aleksandry Jolanty Tabor, wychowanki domów dziecka, pochodzącej z Warszawy. Autorka w tzw. "bidulach" spędziła osiemnaście lat. Jednak jej "prawdziwe życie" zaczęło się dopiero po opuszczeniu murów domu dziecka. Przeczytamy o jej nieudanym małżeństwie, wychowywaniu synka oraz życiu w Berlinie. Pani Aleksandra jest kobietą bardzo silną psychicznie, zaradną, wytrwałą, pracowitą, dążącą do postawionych sobie celów, za co wdzięczna może być tylko sobie. Te cechy pozwoliły jej zostać tym, kim jest, osiągnąć tak wiele w życiu, nie stoczyć się na dno, jak wiele jej koleżanek, a przede wszystkim przeżyć. Myślę, że ogromne znaczenia miała tu również nadzieja. Nadzieja na lepsze "kiedyś"...
"Na świat przyszłam, bo nie było innego wyjścia, a może było,
ale czy w tamtych czasach stosowano aborcję?
Przyszłam na świat tylko po to, żeby udowodnić losowi,
że łatwo mu się nie poddam i nie odegram roli w scenariuszu, który dla mnie przygotował.
Jestem pewna, że w dniu narodzin los wyśmiał mnie, pisząc ten specjalny scenariusz."
Ta książka nie tylko obnażyła to, co dzieje się za murami domów dziecka, nie tylko pokazała jak ludzie potrafią być znieczuleni na krzywdę i cierpienie drugiego człowieka, ale też jak łatwo można kogoś skreślić, tylko dlatego, że pochodzi z domu dziecka. Ponadto, możemy przeczytać, jak obcym i okrutnym człowiekiem może być dla kogoś "matka". Z jednej strony zobaczymy obraz tej, która nie zasługuje na to miano, z drugiej zaś ukaże nam się ta, która kocha aż tak bardzo, że dla swojego dziecka gotowa jest poświęcić wszystko. Dowiemy się również, jak ważna jest miłość oraz to, aby blisko nas był ktoś, kogo potrzebujemy, na kogo możemy liczyć, kto nas kocha...
Mnie osobiście, ta książka pozwoliła docenić po raz kolejny to, co mam. Przede wszystkim rodzinę, zdrowie, przyjaciół, dom. Staram się za to dziękować każdego dnia. Poza tym, uświadomiłam sobie jak łatwo można komuś pomóc. Czasami wystarczy po prostu być! Wystarczy słowo, gest, dobry uczynek. Jednak niejednokrotnie musimy rozglądać się wokół siebie. Może on/ona potrzebuje właśnie ciebie i twojej pomocy?
Przy okazji zachęcam Was do codziennego klikania na stronach: