Okres wyprzedaży ruszył ponownie. Tym razem dość wcześnie, bo przed Świętami Bożego Narodzenia, co spowodowało u mnie nie mały szok. Byłam zdziwiona, że sieciówki nie chcą zedrzeć ostatniej złotówki z klientów, pragnących się wystroić na święta... No, ale cóż, pewnie powinniśmy się cieszyć. Ale czy na pewno?
Pierwsze wyprzedaże ruszyły w takich sieciówkach jak: H&M, New Yorker, Top Secret, Reporter czy też w grupie LPP, do których należą Reserved, Mohito, House i Cropp. Taktykę pod tytułem: "Wyciśnijmy wszystkie soki przed świętami, a dajmy się nacieszyć ludziskom odrobinę tańszymi kreacjami sylwestrowymi" obrała grupa Inditex, czyli Zara, Bershka, Stradivarius oraz Pull&Bear, gdzie wyprzedaże rozpoczęły się za raz po Bożym Narodzeniu. Nie zrozumcie mnie źle, bo nie jestem złośliwa, ale po prostu ten system mnie śmieszy. Poza tym chcę Was przed nim ustrzec. Jak? Zastanówcie się najpierw, co jest tak naprawdę ważne podczas świąt. Podpowiem Wam, że na pewno nie to jak wyglądacie. Szkoda nerwów i czasu na szukanie czegoś na siłę, po to tylko, żeby pokazać się w tym raz. Osobiście jestem zwolenniczką nabywania takich kreacji na ważne wydarzenia czy święta, które później będę mogła jeszcze wykorzystać nie raz. Jeżeli myślicie tak samo, to mogliście zaszaleć. W przeciwnym razie skumulujecie szafę rzeczy niepotrzebnych.
Wyprzedaże w sieciówkach kojarzą mi się z lumpeksami. Dlaczego? Bo kusi cena. Kiedyś na to leciałam. Dzisiaj na całe szczęście jest inaczej. Nie idę już na ilość, tylko na jakość. Mierzę coś kilka razy, oglądam, zastanawiam się do jakich części garderoby z mojej szafy będzie pasowało, czy jest mi to na pewno potrzebne, czy na 100% będę w tym chodziła, czy nie mam już czegoś podobnego i dopiero wtedy podejmuję decyzję. Warto się więc nad tym zastanowić.
W tym roku niestety po raz kolejny wyprzedaże nie zaskoczyły mnie niczym specjalnym. Przynajmniej jak na razie. Witryny z wielkimi plakatami ukazują wielce przeceniony asortyment do -50%. Podkreślam "DO"! A tu wałek. Bo ta obniżka, to chyba dotyczy biżuterii, no ale cóż, ważne przecież, że coś tam jednak jest... Zauważyłam to właśnie w salonach LPP. W miarę pozytywnie zaskoczył mnie H&M, gdzie można było kupić spodnie, a konkretnie cygaretki czy też sukienki już od 30 zł. Poza tym straszna bieda w tych sklepach. To nie to samo, co było jeszcze jakieś kilka lat temu, gdzie cały asortyment był wyprzedawany i to za kwoty adekwatne do jakości. Teraz to najwyżej 1/3 towaru jest jest oznaczona przeceną. Świetnie by było, gdyby jeszcze człowiek znalazł coś ekstra...
Podsumowując, myślę, że warto jeszcze poczekać, kiedy dojdzie do -70% i upolować coś, co nam się na pewno przyda, będzie wyjątkowe, pasujące do naszego stylu i oczywiście niedrogie. Jak już wspomniałam, nie ma sensu kupowanie masy rzeczy tanich, a tak naprawdę niepotrzebnych. Lepiej kupić jedną, droższą rzecz, lecz przydatną, nawet poza wyprzedażą.
Moja powyższa opinia nie ma na celu zniechęcenia Was do wyprzedaży, bo sama je uwielbiam, ale uważam, że należy działać z głową! To co mnie udało się upolować, to bluzka firmy Orsay. Zapłaciłam za nią 20 zł. Druga rzecz to torebka z H&M, na którą miałam ochotę już dawno, ale cena jak dla mnie była za wysoka. Teraz udało mi się ją zdobyć za 30 zł. Poza tymi dwoma rzeczami nic nie kupiłam, ponieważ czekam na większe obniżki. To, co jest do tej pory w 90% nie powinno się w ogóle nazywać wyprzedażą...